17 – to liczba naszych wakacyjnych wyjazdów do Darłówka. Coś w tym musi być – Darłówko chyba nas po prostu urzekło. Tylko cztery razy próbowaliśmy znaleźć letnie szczęście gdzie indziej, ale zawsze okazywało się, że to nie to…Wszystko zaczęło się w roku 2000. Wtedy to po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na letni, dwutygodniowy wypad. Od samego początku ekipa składała się z uczestników Domu Pomocy Maltańskiej w Puszczykowiei wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego im. J. Korczaka w Mosinie. Liczebność grupy zwiększała się, aż ostatecznie ustabilizowała się na 50 (nie licząc kadry); akurat na pełen autokar.W tym roku nad morze dotarliśmy19 sierpnia. Ośrodek Wypoczynkowy „Diuna” w Darłówku podejmuje naszą 62. osobową grupę. Czujemy się tu naprawdę jak u siebie. Aklimatyzacja zajęła nam góra 2 godziny : rozpakowanie się, rozmowy na temat zasad, do których musimy się stosować (częściowo odbyte jeszcze w autokarze), rekonesans po terenie Ośrodka. Nie da się ukryć, że dużą pomocą służą starzy wyjadacze, którzy „Diunę” i Darłówko znają na wylot : Magdalena, Jan, Dawid, Kamil, Weronika, Rafał . Od pierwszego dnia stali się przewodnikami dla tegorocznych debiutantów : Patryka, Alana, Gracjana, Karoliny, Kariny, Maji, Sii, Sary. Szczególnie cieszy nas wyjazd tej ostatniej grupy.
A teraz trochę konkretów. Na pogodę nie możemy narzekać. Deszcz, jeśli już się pojawia, to rzeczywiście przelotnie. Jest ciepło, codziennie robimy wypad na oddaloną o 100 metrów od ośrodka plażę. Śmiałkowie decydują się na morską kąpiel. Większość korzysta za to z uroków kąpieli w Parku Wodnym. Chodzimy codziennie do Parku Wodnego. Godzina mija naprawdę szybko : baseny (o różnej głębokości), rwąca rzeka, wodne bicze, zjeżdżalnie, a na dodatek słona woda…. a jak woda to tradycyjny rejs statkiem „Unicus”. Nie zabrakło odważnych śmiałków: Jakuba, Bartka, Alana, Kamila, Jędrzeja, Weroniki, którzy w tym roku zdecydowali się na przejęcie sterów na pełnym morzu.
Oczywiście nieodłączny element naszych wyjazdów to dyskoteki. Właśnie trwa druga. Ciekawe, kto zostanie królem i królową? Panie ubranestosownie do okazji z odpowiednim makijażem. Panowiewiedzą, że bez koszuli „z kołnierzykiem” nie mają się w Darłówku po co pokazywać. Ta druga pod koniec obozu była o tyle wyjątkowa, że stała się okazją do podsumowania całego obozu, powspominania pierwszych wyjazdów do Darłówka, wręczenia pamiątkowych dyplomów uczestnictwa. Miłym zaskoczeniem okazały się pamiątkowe upominki dla uczestników.
Odbywaliśmy też piesze wycieczki do Darłowa. Do wyboru mamy starą trasę wśród drzew, albo stosunkowo nową promenadę wzdłuż kanału Darłówko – Darłowo; dodatkową atrakcją są usytuowane na trasie przyrządy napowietrznej siłowni. Trzy kilometry mijają niepostrzeżenie. Drogę powrotną do Ośrodka czasami odbywaliśmy wodnym tramwajem.
Dla urozmaicenia naszego pobytu nad Bałtykiem wybraliśmy się na całodniowe wycieczki. Najmłodsi uczestnicy naszego obozu pojechali do Koszalina gdzie odwiedzilipapugarnię Pojechali wąskotorowym pociągiem z Koszalina do Rosnowa, gdzie zjedli bardzo dobrą pizzę. Zmęczeni, ale zadowoleni wrócili do naszego ośrodka.
Starsi uczestnicy naszej wyprawy pojechali do Doliny Charlotty. Zwiedzili zoo, safari wodne (gdzie przywitała ich rodzina lemurów na czele z „Królem Julianem” ). W fokarium wesołe foki popisywały się swoimi umiejętnościami. Pogoda i humor naszych uczestników jak zawsze dopisała.
Wspominając wieczorne atrakcje warto nadmienić o wspólnym ogniskowaniu, kiedy to był czas na wspólne śpiewy. Kiełbaski z ogniska, gorąca herbata, atmosferapodczas, której gdzie przeważał uśmiech na twarzy oraz wzajemna pomoc.
Pewnego popołudnia za sprawą pana Mikołaja, Agnieszki i Ani mogliśmy stanąć do rywalizacji niczym na najbardziej profesjonalnym turnieju gry w boccie, badmintona, kubbe, tenisa stołowego. Były okrzyki radości ale i złości, lecz wszystkich w dobry nastrój wprowadzali dopingujący koledzy i koleżanki. Nie ma co się dziwić, że po tak zawziętej rywalizacji, którą przerwał deszcz przenieśliśmy się do naszych pokoi gdzie graliśmy w gry planszowe i karciane. Ciekawym urozmaiceniem w tym roku była wizyta w parku rozrywki, w trakcie którego, jeździliśmy elektrycznymi samochodzikami, kręciliśmy się na breakedancer czy najbardziej zwariowanej karuzeli no limit. Kilkoro uczestników wspominało, że ten wieczór w wesołym miasteczku zapamiętają na wiele lat, gdyż była to ich najodważniejsza decyzja i pokonali tym sposobem swoje słabości.
A tak przy okazji poznajemy się nawzajem w nowych rolach i sytuacjach. Jesteśmy przekonani, że każdy terapeuta powinien zafundować sobie taki wyjazd. To na pewno godziny mozolnej pracy, ale też niezapomnianych wrażeń. Nie da się ukryć, że jeden (aż ? tylko?) warunek jest niezbędny – przebywanie z naszymi uczestnikami musi przynosić radość i satysfakcję…do zobaczenia za rok!
Wyjazd na obóz mógł się odbyć dzięki finansowemu wsparciu Wojewody Wielkopolskiego, Powiatu Poznańskiego, PFON i Miasta Puszczykowa i Fundacji Polskich Kawalerów Maltańskich „Pomoc Maltańska”.
Magdalena Albrecht – Walczak (SOSW w Mosinie)
Katarzyna Dudziak (SOSW w Mosinie)
Jerzy Pelowski (DPM w Puszczykowie)